
- Chojrak przez "ch"? Niemożliwe... - dziwił się jeden z "wiekowych" uczestników. - Głupio to jakoś wygląda... To chyba jakaś nowoczesna pisownia - powątpiewywał.
Grubo ponad setka miłośników polskiej ortografii zmierzyła się z tekstem drugiego już bydgoskiego dyktanda. I choć jego treść wywołała salwę śmiechu, dalej już tak wesoło nie było.
- Znów nas czymś zaskoczyli. Rok temu tekst naszpikowano obcymi wyrazami i interpunkcją, a w tym najtrudniej mi szło z pisownią łączną i rozdzielną. To, gdzie postawić myślnik, było dla mnie sporym dylematem - zwierza się Alfred Marenda, którzy zmierzył się z dyktandem po raz drugi.
Wśród piszących nie brakowało tych, którzy potyczki potraktowali jako dobrą zabawę, ale i takich, którzy się do niej bardzo solidnie przygotowali.
Do tych drugich bez wątpienia zaliczyć trzeba uczniów I Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Krzywoustego w Nakle. Najpierw w szkole przeprowadzono eliminacje, by do Bydgoszczy wysłać najlepszych. Udało się to Hannie Misiak, Dominikowi Charczunowi i Krystynie Sokół, która podzieliła się z nami swoimi wrażeniami: - Nie da się ukryć, że do każdego dyktanda trzeba się przygotować. Bez częstego wertowania słownika byłoby mi dzisiaj trudno - powiedziała.
Zwyciężczynią została 28-letnia Katarzyna Skałecka z Bydgoszczy, która popełniła po jednym błędzie ortograficznym i interpunkcyjnym. Dla tych, którzy nie mieli okazji się sprawdzić, niespodzianka: tekst wczorajszego dyktanda.
Chojrak spod Bydgoszczy
W październiku znienacka odwiedził mnie kuzyn: ekssportowiec, wróg nicnierobienia, globtroter. Przełożył sobie coroczną podróż po zakątkach Polski na powakacje. Tym razem postanowił przemierzyć Puszczę Bydgoską. Zachęciły go do tego newsy, że zauważono w okolicy Chrośnej watahę wilków. Bohdan chciał im zrobić zdjęcia, ale nie takie na łapu-capu. Wyposażył się więc w odpowiedni aparat i postanowił czyhać na swoją okazję. Do lasu czmychnął o świcie. Po południu wrócił rześki i chyżo jął się ze mną przekomarzać jakby na przekór losowi. Trzydziestopięcioipółletnie doświadczenie życiowe nakazywało mi dyskretne milczenie w sprawie eskapady.
Nazajutrz Bohdan opowiedział, że w lesie napadł go pewien niemłody,
na półkrótko ostrzyżony rzezimieszek. Wychynął nań spośród sosen i
zażądał jakiego takiego haraczu za przejście przez Zieloną Strugę
płynącą na wskroś Puszczy Bydgoskiej. Kuzyn nie jest jednak beksa-lalą,
która wycofa się w pół drogi. Przymrużywszy nasamprzód oczy, spojrzał
na niego spode łba i huknął: "Urząd Kontroli Skarbowej!". Łotrzyk
umknął w te pędy, nie wiadomo dokąd. Bohdan, ukontentowany swoim
konceptem, porzucił marzenie o tĂŞte-Ă -tĂŞte z wilkiem. Rozglądając
się wte i wewte, upajał się widokiem wydm śródlądowych, przelatującego
zimorodka, rosnącą wzdłuż rzeki śledziennicą skrętolistną, ziarnopłonem
wiosennym, złocią żółtą. Nie co dzień wszak można rozkoszować się
bioróżnorodnością lasu i ocalonym zdrowiem. <www.naszemiasto.pl>